niby ich potrzebujesz, żeby coś zrozumieć, ale w efekcie nie dociera do mojej rudej głowy żadna nowa informacja, nie otworzyły się przede mną wrota świadomości, prawdy objawione nie objawiły się i jest mnie po prostu mniej, jest mnie mniej i starzej, w środku zionie przepaść i nie wiem co jest w stanie ją zapełnić.
nikt nie pyta, czy mam ochotę i siłę mierzyć się z całym tym ogromem, nikt nie pyta, co myślę, kiedy na pytanie 'czy wrócisz do swojego terapeuty?' odpowiadam zdziwiona 'a powinnam?'. nikt nie pyta gdzie schowam marzenie o swoim maleńkim mieszkaniu, małej lampce w kącie i papierosie na balkonie bez nikogo. ja sama nie pytam, bo nie mam odpowiedzi na pytanie co robić, czy jest jeszcze co.
nie mam siły, nie mam ochoty, motywacji i sensu.
jestem królową życia, i widzę w Nim kotwicę do rzeczywistości. i zaczynam płakać, bo chwile tej bezbronności, granic, ciszy i oddania miażdżą mi serce i gruchoczą kości. mówi do mnie 'moja'. bo przecież wie, że należę w całości do Niego, że zatraciłam się bez reszty. ' powinnaś być z kimś kto byłby dla Ciebie lepszy', mówi, a ja nie mogę już powstrzymać płaczu ani na chwilę. nigdy nie mów tak komuś, kto kocha. nie zabieraj tej ostatniej niteczki nadziei, głupiej nadziei, bo przecież wiem, że zegar tyka, że z dnia na dzień bliżej do chwili, w której On spakuje walizki, spakuje wszystkie równiutko złożone uśmiechy, pocałunki, marzenia, książki, słoik miłości i puszki z tęsknotą, spakuje wszystkie te drobiazgi, które są tak bardzo nami. i wyjedzie, wróci do siebie, tam, skąd przyszedł i dokąd - jak krzyczy moja głowa - tęskni każdego dnia mocniej. mnie zostanie obraz, kiedy leży tak przy moim sercu, mierzwię Mu włosy, głaszczę po plecach, a w głowie film z nami. jak zwykle bohaterowie nie słuchają moich rad, a zakończenie jest nieszczęśliwe.
proszę nie mów, że też się boisz.
znowu ktoś umiera. jak nie żyletki, nie butelka wódki i garść psychotropów to duszenie się. umiera, a ja nie potrafię się tym przejąć. nie czuję nic, nie potrafi mnie to wzruszyć, przerazić, nie umiem pogłaskać się po głowie i powiedzieć czegokolwiek. to poza mną. stoję z boku i patrzę. obrazki przesuwają się przed oczami i nic z tego nie wynika.
chyba mnie już nie ma. chowam się w za dużej bluzie i zastanawiam się, gdzie podziała się dziewczyna, której chciało się żyć. nie ma celu, są krótkofalowe plany, marzenia o papierosach i kolejna porcja chwil, chwil które muszę zapamiętać, chwil pachnących wanilią i smakujących biszkoptem.
dopóki Cię mam. ostatni bastion siły, ostatni filar rozpadającej się rzeczywistości, bilet w jedną stronę.